poniedziałek, 23 czerwca 2014

Dzień 11. - Diabełki do przodu + rekordowi Algierczycy + Portugalia (prawie) out

Dzień 11., rozegrane zostały następujące mecze:
Belgia - Rosja - 1:0
Korea Południowa - Algieria - 2:4
USA - Portugalia - 2:2
Les Diables Rouges, czyli "czerwone diabły" to przydomek reprezentacji Belgii. Patrząc na listę zawodników zabranych na Mundial przez Marca Wilmotsa, wypada raczej napisać, że są to "diabełki", głównie za względu na wiek zawodników. I te rzeczone "diabełki" w pierwszym meczu wymęczyły zwycięstwo nad Algierią, pamiętacie posta o klasowej drużynie? Teraz na ekipe Wilmotsa czekała trudniejsza przeszkoda. Reprezentacja Rosji, która popsuła urodziny swojemu trenerowi (głównie Igor Akinfeev) i tylko zremisowała z Koreą Południową, bardzo potrzebowała zwycięstwa, aby realnie myśleć o awansie dalej. Pierwsza połowa jednak z przewagą Rosji, więcej klarownych sytuacji, a ta Aleksandra Kokorina musi zakończyć się golem, jeżeli Rosjanie chcą ugrać coś więcej. Nie udało się jednak strzelić Rosjanom, nie udało się Belgom. Druga połówka to rozkręcający się z minuty na minutę Eden Hazard. Największa gwiazda Belgów, być może będzie największą gwiazdą Mistrzostw Świata. Wreszcie w 88 minucie po raz kolejny przedarł się on z piłką w pole karne, minął rosyjskiego obrońcę, znajdując się przy linii końcowej zagrał w kierunku środka pola karnego, tam był Divock Origi, piłkarz Lille, strzelił mocno, celnie, 1:0! Rosjanie nie potrafili odrobić strat i przegrali pierwszy mecz na Mundialu, co bardzo komplikuje ich sytuację, chociaż nie zamyka drogi do fazy pucharowej. Belgowie wygrali drugi mecz i są pewni awansu do 1/8 finału, z Koreą zagrają o trzecie zwycięstwo, Rosjanie zagrają o awans z Algierią i patrząc na wyczyny drużyny z Afryki, nie koniecznie muszą wygrać. Szykuje się emocjonująca końcówka.
Fot. Gwiazda Belgów, Eden Hazard
Gdzie są moi piłkarze? Takie zapewne myśli krążyły po głowie trenera Korei Południowej, Honga Myung-bo. Rzeczywiście Korea nie dojechała na pierwszą połowę, a nawet jeśli, to nie wyszła z szatni. Algieria robiła co chciała i jak chciała. Strzeliła trzy gole, mogła jeszcze z trzy (powinien być karny, Panie Sędzio!!!). Piłkarze z Afryki zaimponowali skutecznością, bramki padły po błędach obrońców Korei, ale sytuacje trzeba umieć wykorzystać (khhkhhmpolska!) i ekipie Algierii się to udało. Na szczęście dla Koreańczyków, pojawili się oni na boisku w drugiej połowie, przez co widowisko zrobiło się jeszcze lepsze. Korea rzuciła się do odrabiania strat, uratowania honoru. Udało się połowicznie, strzelili dwie bramki, Algieria dorzuciła jedną (piękna akcja!) i ostatecznie mecz zakończył się efektowną wygraną Afrykanów 4:2. Algierczycy są pierwszą drużyną z kontynentu afrykańskiego, która na Mundialu zdobywa w jednym meczu cztery bramki, gratulacje! Prognozy dla jednych i drugich? Algieria zagra o awans z Rosją i nie musi tego meczu przegrać, Koreańczycy mają iluzoryczne szanse na awans, ale najpierw muszą pokonać Belgów, w co za bardzo nie wierzę. Jednak nie podejmę się typowania wyników, bo napisałem przed Mundialem, że Kostaryka nie ugra nic...
Fot. Coach Vahid (w środku) i jego podopieczni
Portugalczycy po pierwszej porażce w meczu z Niemcami, nie mogli sobie pozwolić na stratę punktów w meczu z USA. Amerykanie, którzy wygrali (dość szczęśliwie) z Ghaną w przypadku zwycięstwa w tym meczu, mieli zapewniony awans do 1/8 finału (kto by pomyślał przed Mundialem, bo ja nie!). Mecz rozpoczął się bardzo dobrze dla Portugalii, dośrodkowanie z lewej strony w pole karne, tam wielbłąd obrońcy USA, Camerona, piłka trafia pod nogi Naniego i jest 1:0. Amerykanie jednak nie zrażeni takim obrotem sprawy starają się wyrównać. Portugalia mądrze się broni, wyprowadzając groźne kontry (znakomicie w kilku sytuacjach bronił Tim Howard), jednak z minuty na minutę słabnie i bramka dla USA wydaje się być kwestią czasu... W końcu w 64 minucie po rzucie rożnym piłka trafia do Jermaina Jones'a, a ten strzałem z około 25 metrów zdobywa wyrównanie (swoją drogą przepiękna bramka). Zasłonięty bramkarz Portugalii, Beto, nawet nie drgnął. USA poszło za ciosem i w 81 minucie, największa obecnie gwiazda Clint Dempsey, wpycha klatką piersiową piłkę do bramki, jednocześnie na tę chwilę, wypychając Portugalczyków z turnieju. Portugalia po straconej bramce już nie wyglądała w ogóle, więc trudno było oczekiwać jakiegoś zrywu, a jednak. Tym razem niemiecka konsekwencja ekipy Klinsmanna zawiodła i na 30 sekund (była 4 minuta i 30 sekunda z doliczonych pięciu minut), Varela strzela na 2:2, przedłużając tym samym szanse Portugalii na awans dalej i cofając Jankesów w fazy pucharowej, gdzie zapewne już byli myślami. To kolejny mecz, gdzie Europa męczy się okropnie z przedstawicielem z innego kontynentu, oj ciężki ten Mundial dla niektórych. Co dalej z jednymi i drugimi? USA zagrają z Niemcami i jeżeli będzie remis (trenerzy obu reprezentacji to znający się koledzy, do tego Niemcy) obydwa kraje awansują dalej. Oj będzie miała prasa używanie, jeżeli mecz zakończy się remisem. Portugalia natomiast musi wygrać (podobnie jak Ghana), najlepiej wysoko i czekać na cud.
Fot. Clint Dempsey (z lewej) cieszy się po zdobytej bramce

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz