środa, 9 lipca 2014

Półfinał nr 1. - Balon pękł, szóstego zwycięstwa Brazylii nie będzie...

Półfinał nr 1. Co się stało z Brazylią? Cudowni Niemcy!
Mistrzostwa Świata są w tym przypadku szczególne, a w ogóle cała piłka nożna, jest w sercu i duszy, chyba każdego Brazylijczyka. Nawet Ci co protestują przeciwko Mundialowi, zapewne od czasu do czasu, coś kopią. Mundial miał być dla nich swego rodzaju błogosławieństwem, lekiem na problemy społeczne, na kiepski stan służby zdrowia, kulejącą edukację, bardzo złą infrastrukturę, powiewem świeżego, zdrowego powietrza. Miał być znakiem z Niebios, że Bóg patrzy i pamięta o narodzie brazylijskim, a chwilowe niepowodzenia i problemy odejdą w zapomnienie, a po latach chudych, przyjdą lata tłuste, a miliony, miliardy wydane na organizację Mistrzostw, zwrócą się bardzo szybko. Wreszcie Mundial miał być potwierdzeniem tezy o tym, że to naród brazylijski najlepiej i najładniej (chyba to drugie stwierdzenie powinno być jako pierwsze) na świecie gra w piłkę, dowodem tego tysiące ludzi kopiących piłkę na najsłynniejszej plaży copacabanie i tysiące piłkarzy rodem z Brazylii, kopiących piłkę w klubach na całym Świecie. I do półfinału wszystko szło zgodnie z planem. Brazylia może nie czarowała, jak to miało miejsce w latach poprzednich, ale wygrywała swoje mecze, niesiona niesamowitym dopingiem kibiców na stadionie, prowadzona przez Neymara (z powodu kontuzji, nie mógł zagrać) z boiska, cudowne dziecko brazylijskiej piłki, oraz przez Felipao z ławki trenerskiej, trenera, który wie, jak Mundial wygrać, ponieważ raz mu się to już udało (rok 2002, wygrana de facto w finale z Niemcami). Aż przyszedł półfinał z reprezentacją Niemiec, reprezentacją, która również nie czarowała we wcześniejszych meczach, ale równie spokojnie wygrywała swoje mecze. Wreszcie reprezentacją Niemiec, która miała piłkarzy bardzo dobrych, albo wybitnych jak Manuel Neuer, ale wiecznie drugich bądź trzecich, wiecznie przegranych (Boże daj, aby tak Polacy byli wiecznie drudzy, bądź trzeci). Dla obu reprezentacji miał być to mecz o wszystko, mecz, który niestety ktoś musiał przegrać...
Minuty 11., 23., 24., 26., 29., minuty, które wstrząsnęły całym Światem piłkarskim i całą Brazylią. Pięć ciosów, które wyprowadzili Niemcy, było czymś nieprawdopodobnym., niesamowitym, zdumiewającym, jednocześnie piłkarsko pięknym, doskonałym, perfekcyjnym, takim, po prostu niemieckim. Zszokowana i zapłakana większość publiczności brazylijskiej oraz ciesząca się garstka kibiców niemieckich, to obrazki, które przejdą do historii Mistrzostw Świata. Chyba nie znalazła się osoba na świecie w tym momencie (nie licząc tej garstki, co to się piłką nie interesuje), która nie byłaby zdumiona. Brazylijczycy wyglądali jak bokser, liczony co najmniej trzy razy, ale bokser, któremu nie wiadomo dlaczego, sędzia nie pozwolił zejść z ringu. Zapewne gdyby mógł, trener Felipao, rzuciłby ręcznik na murawę, poddając mecz. Nie zamierzałem się pastwić nad Brazylijczykami, ale muszę napisać, że tak grać w półfinale po prostu nie wypada! Błąd gonił błąd, a za nimi były jeszcze błędy dwa, a w sumie było ich jedenaście, bo do każdego piłkarza można mieć pretensje. Brazylijczycy po stracie drugiej bramki stanęli i tak stali przez około dziesięć minut, a to wystarczyło, aby Niemcy urządzili sobie demolkę. 5:0 do przerwy i było po zawodach, ostatecznie skończyło się 7:1, chociaż jakby Niemcy wbili dychę, nikt nie miałby pretensji. Co było w tym wszystkim najgorsze dla Brazylii? W drugiej połowie stworzyli sobie nawet jakieś sytuacje, ale na przeszkodzie stawał za każdym razem Manuel Neuer, najlepszy obecnie bramkarz na świecie. W końcu gola udało się zdobyć (najlepszy Brazylijczyk na boisku Oscar), chociaż to i tak nie przesłoni obrazu klęski.
Dlaczego tak się stało, co tak naprawdę się stało? Nie można tej porażki zrzucić tylko na nieobecność Neymara i Thiago Silvy, chociaż zapewne wielu kibiców brazylijskich będzie tak próbowało sobie wytłumaczyć to niepowodzenie. Czy słusznie? Chyba jednak nie. Oczywiście musimy oddać Neymarowi, co jego, że jest piłkarzem ponadprzeciętnym, wyjątkowym, na swój sposób magicznym, ale trzeba sobie również uświadomić, że reszta obecnej reprezentacji Brazylii nie za wiele ma wspólnego z tymi canarinhos, których chcielibyśmy oglądać, których znamy i pamiętamy. Brak fajerwerków technicznych, magicznych sztuczek piłkarskich, takich chociażby pod publikę, aby nabrać pewności siebie, aby wprowadzić przeciwnika w zakłopotanie, zasiać strach w jego szeregach. Czasami taka sztuka dla sztuki, ale za to stadion szaleje, a przeciwnik się denerwuje! No, ale kto miał czarować publikę zagraniami? Paulinho, Luiz Gustavo, pieszczotliwie, chociaż trafnie, nazwani przeze mnie we wcześniejszych postach, "przeszkadzaczami", czy może drewniany Fred ze statycznym i jeszcze bardziej chyba, w tym meczu, drewnianym Hulkiem. Nadzieją na lepszą grę miał być Fernandinho, ale okazał się nadzieją, i pomocą, tylko dla Niemców ("piękna asysta" przy golu na 4:0). Oscar wyglądał jak dziecko, do tego mocno zagubione, Bernard wyróżnił się tylko wzrostem, albo jego brakiem, na prawej stronie obrony stał sobie (przez większość meczu tak to właśnie wyglądało) Maicon. Dam sobie głowę uciąć, że gdyby był Dani Alves, byłoby chociaż więcej wiatru z przodu, a tak Maicon w ofensywie nie pokazał prawie nic, a w obronie pokazał jeszcze mniej. Z lewej strony był sobie Marcelo, który sprawiał wrażenie, jakby Real Madryt to znał tylko z gier na konsoli. Para środkowych obrońców Dante oraz najdroższy na świecie David Luiz, wyglądali, jakby po raz pierwszy ktoś ubrał ich w strój piłkarski i kazał biegać po murawie. Swoją drogą, jak tak gra najdroższy obrońca na świecie, to chyba ktoś się tutaj pomylił w jego wycenie. Bramkarz Julio Cesar nie pomógł, bo pomóc nie mógł, bo pewnego poziomu nie przeskoczy, a takiemu Neuer'owi, to może rękawice ewentualnie nosić. Brazylijscy piłkarze byli tak zestresowani, że nie potrafili wymienić między sobą dwóch, trzech podań, a przyjęcie piłki graniczyło z cudem! Balon sukcesu i zwycięstwa po raz szósty w Mundialu, został napompowany za mocno i w końcu musiał wybuchnąć. Zamiary i marzenia przegrały boleśnie z rzeczywistością, a w tej Brazylia nie umiała się odnaleźć. Brazylijczycy cały czas na boisku szukali Neymara, w myśl zasady, podajmy do niego, on coś na pewno wymyśli. No, ale Neymara nie było, więc przez pewien czas taktyka Brazylii polegała na długiej piłce do przodu, gdzie osamotniony Fred miał coś zrobić. No, ale co on sam miał zdziałać? Z kilkoma obrońcami na plecach zapewne niewiele. Swoją drogą, takie wybijanie piłki na jedynego napastnika z przodu, jakoś takie strasznie, dziwnie znajome... A Niemcy? Niemcy wyglądali jak profesorowie futbolu, zabrakło tylko okularów, garniturów i krawatów. Jakby uczeń (Brazylia) przyszedł do mistrza (Niemcy) i powiedział, pokaż mi jak grać. No i pokazał. Niemcy od początku meczu byli rozluźnieni, siebie, spokojni, uśmiechnięci. Brazylijczycy tylko podczas śpiewania hymnu wyglądali na przekonanych o własnej sile, chociaż i tak nie wszyscy, nerwowe spojrzenia w oko kamery były bardzo wymowne. Niemcy zagrali futbol do bólu prosty, ale bardzo skuteczny. Odbiór piłki, podanie do przodu lub na skrzydło, oddanie w pole karne i padał gol. I tak cztery razy, bo pierwsza bramka padła z rzutu rożnego, przy okazji jak Thomas Muller mógł się znaleźć w tym miejscu pola karnego bez opieki, nie wiem!? Każdy piłkarz niemiecki przewyższał swojego brazylijskiego odpowiednika o dwie, trzy klasy, a po strzeleniu piątej bramki, to już przewyższał o lata świetlne. Każdy piłkarz niemiecki wiedział co ma grać i grał to z niemiecką iście dokładnością, bez paniki, bez wybijania piłki na oślep, wszystko było przemyślane, opracowane i dopięte na ostatni guzik. Piłkarze niemieccy byli pewni siebie, jakby głusi na początkowy tumult kibiców na stadionie, a w miarę upływu czasu na ich twarzach coraz więcej było radości i uśmiechów, a stadion gasnął z każdą strzeloną przez nich bramką.
Ten mecz to największa klęska narodowego zespołu Brazylii w historii ich występów na Mistrzostwach Świata i jedna z największych klęsk w ogóle. W półfinale Mundialu nikt nigdy wcześniej nie przegrał więcej (dwa razy był wynik 6:1). W ogóle Brazylia, jako gospodarz przegrała mecz turnieju mistrzowskiego (Copa America, Mundial) po raz pierwszy od 38 lat(!). Przy okazji Niemcy pobili rekord reprezentacji Polski, tak dokładnie, bo to właśnie Polacy z Mistrzostw Świata 1938 roku, byli ekipą, która zaaplikowała Brazylii najwięcej bramek w jednym meczu Mundialu, pięć, aż do feralnego półfinału. Tych rekordów jest więcej, ale nie będę się już bardziej znęcał.
Co dalej z jednymi i drugimi? Brazylijczycy będą mieli bardzo ciężko, przejdą do historii i to wcale nie, jako piłkarze bardzo dobrzy, bo pomimo klęski, takimi nadal są. Przejdą do historii, jako Ci, którzy zawiedli najbardziej w historii, którzy dopuścili się haniebnej porażki, którzy mieli rozbudzić i zmaterializować marzenia milionów, a niestety nie podołali. Porażka 1:2 z 1950 roku wygląda przy obecnej, jako nieszkodliwy wypadek przy pracy. Niemcy natomiast po raz kolejny pokazali, że szacunek im się należy, że piłkarsko, mimo porażki na niwie klubowej, w piłce reprezentacyjnej nadal się liczą i że w dalszym ciągu, świat się musi z nimi liczyć. Dla Brazylii został mecz o brązowy medal, tylko, czy psychicznie będą wstanie udźwignąć jego ciężar, przeciwnikiem będzie w końcu Argentyna albo Holandia, a więc też nie piłkarskie ogórki, a drugiej klęski naród brazylijski nie będzie w stanie znieść, wciąż zapewne nie mogąc pogodzić się z pierwszą. Brazylia, jeśli chce chociaż trochę odbudować swoją reputację, musi wygrać, albo co najmniej musi powalczyć, chociaż i tak uważam, że odbudowywanie reputacji może trwać bardzo długo.
Niemcy w finale będą faworytem, niezależnie od tego, kto będzie przeciwnikiem i to właśnie ten przeciwnik powinien się głowić, co zrobić, aby Niemców zatrzymać. A głowić powinni się zacząć już teraz zarówno Holendrzy, jak i Argentyńczycy, bo jak Niemcy zagrają, tak jak z Brazylią, mogą paść kolejne rekordy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz