czwartek, 10 lipca 2014

Półfinał nr 2. - Leo o krok od nieśmiertelności

Półfinał nr 2. - Leo zbliża się do pucharu
Jeżeli ktoś myślał, że drugi półfinał będzie wyglądał, jak starcie Brazylii z Niemcami, mocno się rozczarował. Chociaż patrząc na to z innej strony, w pierwszym półfinale po trzydziestu minutach było po sprawie. Tutaj odbyło się to jednak w inny sposób, emocje trwały grubo ponad dwie godziny, chociaż momentami było sennie. Z jednej strony więc to dobrze, że długo był remis, z drugiej strony nie padły żadne bramki, co mogło trochę rozczarować, wynik np. 3:3 wszyscy wzięliby w ciemno. Bramki nie padły, bo Holandia została ustawiona bardzo defensywnie, Louis Van Gaal sobie wydedukował, że jednak technicznie ma piłkarzy gorszych niż Alejandro Sabella. Holendrzy momentami stawiali zasieki w postaci sześciu (!) zawodników w jednej linii. To oczywiście było przyczynkiem do internetowych drwin, które jednogłośnie napisały, pokazały, że jak Mourinho coś takiego ustawiał, był traktowany jako zabójca futbolu, natomiast trener holenderski, po takim ustawieniu został obwołany geniuszem. Argentyna ustawiona niby bardziej ofensywnie, ale zabezpieczenie tyłów, również bardzo mocne, boczni obrońcy nie biegali za dużo do przodu, napastnicy asekurowali pomocników. Grano w myśl zasady, najpierw nie stracić, a może strzelić coś się uda. Te piłkarskie szachy trwały przez całe 90 minut. Akcji było niewiele, jedni próbowali, drudzy się bronili i na odwrót. Leo Messi dreptał sobie przez cały czas, jakby zbierając siły na dogrywkę, finał, może coś przeczuwał? Bardzo pewnie grali obrońcy, szczególnie Holender Ron Vlaar. Kibice Aston Villi twierdzili jednak, że to nie jest prawdziwy Ron Vlaar, bo w niczym nie przypomina tego Rona, którego oni znają. Bramkarze mieli niewiele pracy, dość powiedzieć, że podobno Sergio Romero kilka razy przysnął na stojąco w bramce. Jak na półfinał, to tak troszeczkę nie wypada. W przekroju lepsza była niewiele Argentyna, oddała tych strzałów więcej, chociaż Jesper Cillessen jakoś się nie natrudził ich obroną.
Dogrywka nie przyniosła zmiany wyniku, mimo, że na boisku pojawili się napastnicy, kosztem nawet pomocników. Na malutki plusik można dodać, że wreszcie piłkarze zaczęli częściej trafiać w bramkę, ostatecznie osiem celnych strzałów oddanych w sumie przez jednych i drugich, co i tak na kolana nie powala. Jeszcze w czasie trwania dogrywki wszyscy zastanawiali się, czy Louis Van Gaal znowu zmieni bramkarza przed rzutami karnymi, jeżeli miałoby do nich dojść. Nie zmienił, wpuścił napastnika, który jednak jedyne co zrobił, to dostał żółtą kartkę za faul. Brak zmiany bramkarza był bardzo odważną decyzją, ponieważ golkiper Holandii nie obronił, w swojej dotychczasowej profesjonalnej karierze, ani jednego karnego. Zapewne Louis Van Gaal miał cichą nadzieję, że w końcu ten pierwszy raz musi nadejść i nadejdzie właśnie w tym konkursie rzutów karnych. Niestety Cillessen nie spełnił pokładanych w nim nadziei, chociaż oczywiście zarzucić mu nic nie można. Nie obronił żadnego z czterech strzałów, a że były celne, i dodatkowo jego vis-a-vis Sergio Romero popisał się dwoma udanymi interwencjami, to Argentyna awansowała do finału. Jednym z tych, którzy nie strzelili był Ron Vlaar, którego ja osobiście do jedenastek bym nie wytypował. Radość piłkarzy była ogromna, trudno im się dziwić, w końcu Argentyna, łaknie sukcesu na arenie międzynarodowej, jak kania dżdżu. 
Argentyńczycy będą mieli szansę po raz trzeci zdobyć Puchar Świata, warunek, to wygranie z Niemcami. Może to być bardzo trudna droga, jednakże trudno również uwierzyć, aby Niemcom dwa razy z rzędu wyszedł taki mecz, jak z Brazylią. Poza tym mecz finałowy to będzie ogromna szansa dla Lionela Messiego. Do bycia nieśmiertelnym w galerii piłkarskich sław brakuje mu tytułu Mistrza Świata oraz zdobycie Copa America, dlatego też filigranowy piłkarz zapewne stanie na głowie, aby puchar został na kontynencie południowo-amerykańskim i padł jego łupem. To zresztą byłaby dodatkowa potwarz dla, mocno już upokorzonych, Brazylijczyków. Gdyby Argentyna zdobyła mistrzostwo, myślę, że słowa apokalipsa, koniec świata, byłyby jak najbardziej na miejscu. Jeżeli się uda Messiemu wygrać Mundial, to zostanie mu tylko Copa America, a mistrzostwa Ameryki Południowej już za rok w Chile, a po ewentualnych zwycięstwach, już niewielu będzie wspominało o Diego Maradonie...
Holendrzy zawiedli i trzeba to głośno powiedzieć. Poprzednie mecze Holendrów jednak były lepsze, bardziej emocjonujące, był jakiś pomysł, nie tylko defensywa i piła do jednego gościa. Opieranie taktyki na tylko Arjenie Robbenie, to nie było najlepsze wyjście. Ten oczywiście się starał, próbował, ale sam za wiele zdziałać nie mógł. Skutecznie podwajany przez Argentyńczyków, miał spore problemy z rozwinięciem skrzydeł. Robin Van Persie za bardzo nie pomógł swojemu koledze, podobnie, jak Wesley Sneijder. Poza tym odniosłem wrażenie, że Van Gaal bał się stracić bramkę, dlatego też ataki nie były tak spektakularne. Teraz na Holendrów czekają upokorzeni gospodarze. Jeżeli odbudują się do czasu meczu o trzecie miejsce, to może być pyszne widowisko, jeżeli się nie odbudują, Holandia może się z nimi rozprawić, tak jak z Hiszpanią, czego naród brazylijski może nie wytrzymać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz