Dzień trzeci na Mundialu, rozegrane zostały następujące mecze:
Kolumbia - Grecja - 3:0
Urugwaj - Kostaryka - 1:3
Anglia - Włochy - 1:2
WKS - Japonia - 2:1
Zaczęło się od spotkania Kolumbii z Grecją. Istniała pewna obawa, że siermiężni Grecy postawią autobus przed polem karnym i będą oczekiwać na kontry. Taka taktyka zabiłaby piękno futbolu, ale tak się na szczęście nie stało. Kolumbijczycy golem już w piątej minucie ustawili sobie spotkanie. Kontrolowali przez cały czas przebieg meczu, grając z polotem, fantazją, czasami trochę fizycznie, ciężko, ale spokojnie wypunktowali Greków. Brak największej gwiazdy, Radamela Falcao był niewidoczny. Kolumbia ma pokolenie fantastycznych zawodników (Juan Cuadrado z włoskiej Fiorentiny), którzy naprawdę mogą zdziałać na Mistrzostwach bardzo dużo. Grupa, w której grają jeszcze piłkarze WKS-u oraz Japonii, jest jak najbardziej dla Kolumbii do wygrania. Potem może zdarzyć się już wszystko. Co do samych Greków? Ciężko napisać coś pozytywnego. Naprawdę jest w piłce greckiej jakiś fenomen. Ostatnio dość często kwalifikują się do ważnych imprez, w których nie odgrywają znaczącej roli. Wyjątkiem rok 2004 i zdobyte Mistrzostwo Europy (duży odsetek ludności Świata zastanawia się, jak to do jasnej cholery było możliwe). Obecnie najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że po trzech meczach Mundial dla Greków się skończy, a nawet jeżeliby jakimś cudem udało się awansować do fazy pucharowej... Nie, nie uda się, jeżeli z pięciu metrów zamiast do pustej bramki, to trafia się w poprzeczkę...
Kolumbia - Grecja - 3:0
Urugwaj - Kostaryka - 1:3
Anglia - Włochy - 1:2
WKS - Japonia - 2:1
Zaczęło się od spotkania Kolumbii z Grecją. Istniała pewna obawa, że siermiężni Grecy postawią autobus przed polem karnym i będą oczekiwać na kontry. Taka taktyka zabiłaby piękno futbolu, ale tak się na szczęście nie stało. Kolumbijczycy golem już w piątej minucie ustawili sobie spotkanie. Kontrolowali przez cały czas przebieg meczu, grając z polotem, fantazją, czasami trochę fizycznie, ciężko, ale spokojnie wypunktowali Greków. Brak największej gwiazdy, Radamela Falcao był niewidoczny. Kolumbia ma pokolenie fantastycznych zawodników (Juan Cuadrado z włoskiej Fiorentiny), którzy naprawdę mogą zdziałać na Mistrzostwach bardzo dużo. Grupa, w której grają jeszcze piłkarze WKS-u oraz Japonii, jest jak najbardziej dla Kolumbii do wygrania. Potem może zdarzyć się już wszystko. Co do samych Greków? Ciężko napisać coś pozytywnego. Naprawdę jest w piłce greckiej jakiś fenomen. Ostatnio dość często kwalifikują się do ważnych imprez, w których nie odgrywają znaczącej roli. Wyjątkiem rok 2004 i zdobyte Mistrzostwo Europy (duży odsetek ludności Świata zastanawia się, jak to do jasnej cholery było możliwe). Obecnie najbardziej prawdopodobny scenariusz jest taki, że po trzech meczach Mundial dla Greków się skończy, a nawet jeżeliby jakimś cudem udało się awansować do fazy pucharowej... Nie, nie uda się, jeżeli z pięciu metrów zamiast do pustej bramki, to trafia się w poprzeczkę...
Fot. Theofanis Gekas (leci) trafia piłką w poprzeczkę z 5 metrów...
Drugim meczem tego dnia było spotkanie Urugwaju z Kostaryką. Zaczęło się planowo, czyli od gola Edinsona Cavaniego z rzutu karnego. Faulował (tak, faul był) były piłkarz Wisły Kraków, Junior Diaz, od kilku lat, pewny punkt obrony Kostaryki. Pierwsza połowa była ciekawa, Kostaryka miała jakiś pomysł na grę, nazywał się on Joel Campbell, który co chwilę nękał obronę "Ursusów". Urugwaj starał się kontrolować przebieg wydarzeń na boisku, czekając na kontrę. W ekipie Urugwaju nie mógł zagrać, z powodu kontuzji, Luis Suarez. Pierwsze 45 minut i 1:0 dla Urugwaju, czwartej drużyny ostatniego Mundialu. Druga połowa to prawdziwa jazda bez trzymanki, głównie ze względu na reprezentację Kostaryki. To co zaprezentowali jej piłkarze, było czymś niesamowitym! Trzy przepiękne gole, jeden autorstwa wspomnianego Joela Campbella, po wrzutce, jakiej polski piłkarz nie zrobi NIGDY, nawet na treningu... Jeden po rozegraniu dwa razy DOKŁADNIE TAK SAMO rzutu wolnego (tutaj Polacy też ciężko), trzeci po prostopadłym podaniu na 40 metrów (Polacy, zgadnijcie co...?). Zdjęcie poniżej wspomniany Campbell, zawodnik, którego prawa ma Arsenal. Wenger już chyba zaciera rączki, a Lukas z Olivierem nerwowo spoglądają na siebie :)

Fot. 22. Martin Caceres (Uru) oraz 9. Joel Campbell (CRc)
Anglia - Włochy, czyli danie główne dzisiejszych spotkań. Po emocjach z udziałem Kostaryki i Urugwaju, myślałem, że będzie to, mimo klasy zespołów, mecz taki nudny, włoski (wiecie o co mi chodzi), na remis. Przesłanki były takie, że to pierwszy mecz w turnieju, grali w piekielnym (dosłownie, Manaus, wysoka temperatura i wilgotność), grali Włosi, którym atakowanie to tak ciężko przychodzi oraz Anglicy, którzy w ostatnim meczu z Włochami (Euro 2012) oddali przez cały mecz + dogrywkę, JEDEN celny strzał na bramkę. Jakże się zaskoczyłem! Gonitwa za piłką, która zaczęła się od pierwszego gwizdka sędziego, była... (no cholera słów mi brakuje, a zajebista pisać nie wypada) wspaniała! Włosi do przodu, Anglicy do przodu, młodzi zawodnicy, Darmian, Verratti, Sterling (potem pojawili się Immobile, Wilshere, Barkley), bez kompleksów, z niesamowitą wyobraźnią, polotem, finezją (znowu się powtarzam, sorry bardzo...). Co tu dużo pisać, to trzeba było zobaczyć. 2:1 dla Włochów, ważne, że Balotelli strzelił gola, a nie focha., co dobrze rokuje w dalszej części turnieju. Wynik mógł być każdy, ale chyba wygrała jednak drużyna lepsza. Obie są w dalszym ciągu głównymi faworytami do awansu, pytanie tylko, czy Kostaryka coś namiesza (jak zagra jak z Urugwajem to może być bardzo ciekawie), a może obudzi się Urugwaj i zagra wreszcie Luis Suarez.

Fot. Balotelli strzela na 2:1
Ostatnim meczem tego dnia było spotkanie Grupy C, w którym Wybrzeże Kości Słoniowej (WKS), grało z Japonią. To w ogóle ciekawa grupa, ponieważ grają drużyny z czterech różnych kontynentów. Dodatkową ciekawostką jest to, że mają one bardzo mało wspólnych gier przeciwko sobie. Mecz stał na dobrym poziomie, chociaż nie tak, jak poprzednie trzy. Japończycy szybko strzelili gola, 16 minuta, bardzo ładny strzał Keisuke Hondy, potem WKS bardzo starał się odrobić straty. Kto wie czy udałoby się, gdyby na boisko nie wszedł Didier Drogba. Słynny napastnik "Słoni", kontuzjowany, nie zagrał od początku meczu, ale jak już pojawił się na boisku, to w ciągu dwóch minut losy spotkania się odwróciły (chociaż to nie Drogba strzelał). To się nazywa osobowość! Podziałał na kolegów niczym magiczny talizman. Miałem się nie pastwić nad polskimi piłkarzami, ale jednak muszę, bo jest ku temu okazja. Bramki dla WKS-u, to piękny materiał szkoleniowy. Zarówno w kontekście ich strzelenia (znowu powtarzalność + ustawienie w ataku + umiejętność dośrodkowania, no przykro mi, że takie rzeczy muszą mnie cieszyć), jak i w kontekście obrony (czego robić NIE WOLNO, a co polscy piłkarze często robią). Cieszymy się, jak po dośrodkowaniu polskiego grajka, piłka zostaje w boisku, nieważne do kogo trafi. To naprawdę smutne...
Zamiast tego zostawmy ten temat i wróćmy do oglądania Mundialu, bo jest piękny, kolorowy, emocjonujący. Tak, chwilo, trwaj nieskończenie...!

Fot. Gervinho (10) i Didier Drogba (11), po strzeleniu gola
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz