środa, 8 maja 2019

Skopana Piłka, cz. 4 - Tęczowy Real; 1/2 LM Ajax-u trwający sen; Jak nie(organizować) finał pucharu Polski; Wariaci w klatce - Iker Casillas

Witam wszystkich!

W dzisiejszej "Skopanej Piłce" będziecie mogli przeczytać o amatorskich rozgrywkach, w których biorę czynny udział. Przyjrzę się również pierwszym meczom 1/2 LM, gdzie młodzi piłkarze Ajaxu robią furorę. Z polskiego podwórka będzie słowo o tym, co już zepsutego można zepsuć jeszcze bardziej, czyli finał pucharu Polski i traktowanie kibiców (uwaga - niecenzuralne słownictwo!). Na zakończenie, cykl "Wariaci w klatce", czyli poczet bramkarzy, odcinek nr 1 - Iker Casillas. Zapraszam do lektury:


I. Tęczowy Real
Co ma wspólnego Tęcza z Realem? W zasadzie podobieństwa można mnożyć w sposób różnoraki. Jednym z pierwszych, które osobiście mi przychodzi do głowy, to krajobraz pewnego supermarketu po przejściu opadów deszczu, połączonych ze świecącym słońcem :)))) Można bardziej, bliżej tematyki futbolu, porównać sobie to stwierdzenie dla nadchodzących lepszych (o to kibice Realu się modlą) czasów dla ich ukochanej drużyny. 

Jednakże w moim przypadku to stwierdzenie ma zupełnie inne oblicze. Mianowicie obydwa słowa to początki nazw drużyn amatorskich, w których przychodzi mi grać obecnie w piłkę. Jako, że chęci do grania są bardzo duże, zdrowie (odpukać) dopisuje, czasami zdarza mi się coś kopnąć. I tak Tęcza Pisarzowice to nazwa drużyny old-boyów (tak, tak dobrze czytacie, 35+), w której debiut będę miał okazję w najbliższym czasie zaliczyć. Drużyna, w której mam okazję spotkać kilku kumpli jeszcze z czasów podstawówki (!), gra obecnie w miejscowości obok i tak jakoś się udało zgadać, że przydałbym się chłopakom do grania. Dla mnie osobiście super sprawa, bieganie po dużym boisku to zawsze było coś ekstra, tak więc jest pełna radocha. Jako ciekawostkę dodam tylko, że mogę grać na każdej pozycji (od bramkarza po napastnika), można więc powiedzieć, że jestem ULTRA-UNIWERSALNYM grajkiem :) co z pewnością pomoże trenerowi w wyborze składu. Drużyna zajmuje obecnie przedostatnie miejsce w dolnośląskiej lidze oldboyów, ale przecież w tym wieku nie chodzi już tylko o wygrywanie.
Drugą ekipą, w której się udzielam sportowo, to Real Zalesie. Real występuje w amatorskiej lidze Spartan Cup (www.spartancup.pl/). Tutaj rozgrywki toczą się na boisku typu "Orlik", w jednej z wielu lig, którymi obrodziło w ostatnim czasie. W drużynie Realu gram na pozycji bramkarza i gramy obecnie na trzecim poziomie rozgrywkowym (2. Liga). Wyniki na razie są przeciętne, żeby nie powiedzieć słabe, ale w tym przypadku również nie chodzi tylko o wynik.
Oczywiście fajnie, zarówno w jednym, jak i drugim przypadku coś wygrać od czasu do czasu, natomiast tutaj cieszy już sam fakt ruchu, bardziej nawet niż fakt rywalizacji. W następnych częściach postaram się zaprezentować jakieś materiały z w/w rozgrywek.

II. 1/2 LM - Ajaxu trwający sen

Po czysto-amatorskim wstępie, czas na jazdę najwyższych obrotów. Pierwsze mecze 1/2 finału Ligi Mistrzów, czyli starcie Barcelony z Liverpoolem oraz Tottenhamu z Ajaxem. Jeżeli jeszcze pierwsza para była w miarę oczywistą możliwością, tak druga para stanowi pewnego rodzaju niespodziankę. I to właśnie od drugiego meczu zaczniemy.
Tottenham - Ajax - 0:1.
Gdy w rewanżowym meczu z Realem (nie Zalesie :P) Ajax wygrał na Santiago Bernabeu aż 4:1, wszyscy (przynajmniej zdecydowana większość) ekspertów potraktowała ten wynik, jako wypadek przy pracy Realu, w połączeniu z bardzo dobrą grą Ajaxu, ale również ze sporym szczęściem. Nikt takiego scenariusza nie przewidział, po prostu. Gdy Ajax ogrywał Juventus na jego stadionie 2:1 w następnej rundzie, już nikt nie mówił o szczęściu, słabszym dniu Juve, itd. Juve przegrało bezdyskusyjnie z przeciwnikiem, który był świetnie przygotowany. Ajax wiedział co ma grać i grał to. Dzieciaki z Amsterdamu klepały piłkę aż miło i gdyby nie nasz Wojtek Szczęsny w bramce, mogłoby skończyć się podobnie, jak w Madrycie (a Cristiano Ronadlo podobno nie lubi Wojtka za bardzo). Gdzie byłeś kochany Krystianku, jak młodociane Holenderki rozjeżdżały Twój Juventus???  Chyba przed lustrem...
Gdy Ajax wygrał kolejny mecz na wyjeździe (!) w 1/2 LM, przeciwko Tottenhamowi, już nikt nie traktował tego wyniku, jako niespodzianki, szczęścia, splotu nieoczekiwanych zdarzeń, itp. Ten wynik został potraktowany, jako coś zupełnie oczywistego, tak po prostu miało być. Ajax znowu zagrał "swoje" spotkanie, takie, jakie grywał wcześnie. Tottenham był po prostu zespołem słabszym, a bramka dla Ajaxu była prawdziwym piłkarskim majstersztykiem. Rewanż szykuje się mimo wszystko interesująco, chociażby z tego względu, że Ajax u siebie gra gorzej, o czym mówią przede wszystkim wyniki. Problemem Tottenhamu będzie prawdopodobna absencja Harry'ego Kane i być może jeszcze jakiegoś innego zawodnika. To dla Ajaxu doskonała informacja. Ich sen trwa nadal i może trwać jeszcze dłużej.
Barcelona - Liverpool - 3:0 - czy może napisać Messi - Liverpool - 3:0. Argentyńczyk strzelił dwa gole, z czego ten na 3:0 to taki z cyklu stadiony świata. Co ciekawe, mimo wysokiego wyniku, Liverpool nie ma się czego wstydzić. Anglicy zagrali bardzo dobre spotkanie, zabrakło trochę szczęścia, a strzeliliby bramkę, może nawet dwie. Niestety, jak grasz z Barceloną i nie wykorzystujesz swoich sytuacji, to potem, mimo, że grałeś super, możesz zebrać cięgi. Tak też się stało z Liverpoolem. Najważniejsza jest jednak informacja, przekonanie, że mimo takiego wyniku jeszcze nie wszystko stracone. Rewanż szykuje się ekstra. Liverpool na pewno się jeszcze nie poddał, Klopp im na to nie pozwoli, a Barcelona niestety nie raz już udowodniła, że nawet trzybramkowa zaliczka jest do roztrwonienia. Przykładem zeszłoroczne rozgrywki, w których Barcelona mimo zwycięstwa z AS Romą 4:1 w pierwszym meczu, przegrała rewanż 0:3 i ostatecznie odpadła. Liverpool, jak przyciśnie, a Barcelona oleje, wynik może być każdy...

III. Finał Pucharu Polski - czyli wizerunkowe porażki PZPN-u
Finał najważniejszych pucharowych rozgrywek w Polsce powinien być traktowany jako święto. Mecz dwóch najlepszych drużyn, na najlepszym (czytaj największym) stadionie w Polsce, przy sporej rzeszy kibiców powinien rozpalać wyobraźnie, działać magnetycznie, przyciągająco. W tym jednym spotkaniu jesteśmy w stanie nawet wybaczyć poziom meczu, nie zawsze najwyższy, głównie ze względu na wagę spotkania (w tym roku było wyjątkowo słabiutko). Ostatnimi czasy finały pucharu Polski to przede wszystkim fantastyczne widowiska... na trybunach, gdzie dwie rywalizujące ze sobą ekipy kibicowskie, prześcigały się na oprawy, niestety czasami też te wybuchowe... I właśnie ta ogólnie nazwana pirotechnika, a raczej niechęć do jej stosowania, spowodowały, że normalne wejście kibiców na stadion, przerodziło się w istną katorgę, gdzie dochodziło do mrożących krew w żyłach incydentów.
Jak podano w oficjalnym ogłoszeniu, bramy stadionu zostały otwarte już o 9:30, żeby wszyscy na czas mogli wejść na stadion, ponieważ zostaną poddani drobiazgowej kontroli. No i wszystko fajnie, tylko jakoś ciężko mi wyobrazić sobie kibica z Gdańska, bądź Białegostoku, który na mecz o godzinie 16:00 wyjeżdża ze swojego miasta dzień wcześnie, czy też w środku nocy... Zamiar organizatorów o wcześniejszym otwarciu bram, w połączeniu z drobiazgowym sprawdzaniem kibiców (przeciwko pirotechnice) może i miał w sobie jakąś ideę, natomiast jego wykonanie było beznadziejne.
Zamiast cieszyć się z piłkarskiego święta, jedyne co mi pozostało w pamięci, to tłumy, dosłownie tysiące kibiców, czekających na wejście na trybuny. Naprawdę nie wierze, że nie można było tego zorganizować inaczej, szybciej. Byłem kiedyś na tym stadionie i tylko chyba brak chęci spowodował takie, a nie inne problemy. Najśmieszniejszy (może też najsmutniejszy jednocześnie) jest fakt, że całej pirotechniki i tak nie udało się przechwycić, czego dowodem wydarzenia z meczu. Aż chce się zapytać, po co więc to było?
Najgorsze jednak, w mojej opinii, jest to co nastąpiło kilka dni po meczu. Jak już kurz osiadł, sprawy kibicowskie zeszły na dalszy plan (powoli odchodziły w zapomnienie), w internecie ukazał się list otwarty, od jednego z niepełnosprawnych kibiców, do prezesa PZPN-u Zbigniewa Bońka. Pełna treść znajduje się tutaj: https://www.facebook.com/notes/dariusz-wasko/łączy-nas-piłka-ale-wciąż-dzielą-bariery/2500680316664495/. Ów kibic chciał TYLKO obejrzeć finał PP, a przeżył istny koszmar, połączony z upokorzeniem. Treść listu, dla mnie osobiście, jest porażająca, a sytuacje w nim opisane, są nie do pomyślenia w normalnym, cywilizowanym świecie. Niestety, o zgrozo (!), to co najgorsze dopiero nadeszło, a tym najgorszym była odpowiedź PZPN-u, którą możecie przeczytać tutaj: https://transfery.info/124316,oficjalnie-pzpn-odpowiada-na-list-niepelnosprawnego-kibica. Ręce mi opadły, jak to przeczytałem. "Szanowni" Państwo z PZPN-u oraz podmiotów towarzyszących, jesteście kurwa bandą jebanych debili!!! "Spec" od napisania tego paszkwila powinien sobie na czole przykleić łatkę " jestem debilem do wyjebania z pracy, absolutnie mnie nie zatrudniaj" i rzeczywiście z tej pracy wyjebany zostać powinien!!! Nawet jeżeli założymy, że zamieszanie z kibicem, to nie była do końca wina PZPN-u (chociaż ja osobiście w te brednie nie wierzę), to właśnie nadarzyła się idealna okazja, aby chociaż trochę ocieplić wizerunek związku, okazja, którą podręcznikowo spierdoliliście... Naprawdę nie trzeba być super-bystrym, żeby taki moment, PR-owo, przechylić na swoją stronę. Koszty okazania empatii, (tak kurwa empatii!!!, bo tylko tego trzeba było) i zrozumienia, byłyby niewielkie, a zysk na pewno byłby duży. No, ale jeżeli w PZPN-ie pracuje banda pierdolonych ignorantów, to niestety empatii, ani zrozumienia nie będzie, pewnie pajace nie wiecie nawet co słowo empatia oznacza, co? I tu dochodzimy do pewnego rodzaju absurdu. PZPN-owi, owym listem-odpowiedzią,  udało się zepsuć coś bardziej, niż już zepsute było, a to jest wręcz kurwa NIESAMOWITE! Tylko w Polsce chyba tak umieją...
Na podsumowanie rzucę tylko kilka punktów (trzy konkretnie), takich małych "sukcesów" związku ściśle powiązanych z tegoroczną edycją pucharu Polski:

1. Afera kulkowa - partactwo pierwszej jakości w momencie losowania par 1/8 finału + debil, który nie umiał policzyć do 8... "Stupid is as stupid does"
2. Organizacja meczu finałowego - problemy z wejściem dla kibiców, starcia z Policją, kompletny brak poszanowania i zrozumienia, zwykłej empatii dla osób niepełnosprawnych. A pirotechnika, której na stadionie miało nie być i tak była. BRAWO!!!
3. Kompromitująca odpowiedź na zażalenie kibica na wózku inwalidzkim - SKANDAL!!!
I dziwi się Pan, Panie Boniek, że znowu na stadiony w Polsce powróciła przyśpiewka o rzekomej miłości (chociaż trochę brutalnej) do PZPN-u?? Ja się nie dziwię wcale, nawet by czasem się chciało przyklasnąć, chociaż za bardzo nie wypada...
Dobra, troszkę się zagotowałem, za co przepraszam, jedźmy dalej. Prośbę, propozycję do związku mam w zasadzie dwie:
1. Pozwólcie następny finał zorganizować komuś, kto się na tym zna.
2. Jeżeli nie chcecie pozwolić na organizacje komuś innemu, to może otwórzcie bramy o 22:00 dzień wcześniej. Ja pier***

IV. Wariaci w klatce - Iker  Casillas
Wyobraź sobie, że jesteś bramkarzem w meczu piłki nożnej. Aluminiowy prostokąt o wymiarach 2,44 x 7,32m za Twoimi plecami + siatka. Przed Tobą 21 chłopa, 10 "Twoich" i 11 "Wrogich", którzy bombardują Cię skórzaną kulą, posyłając ją w Twoją stronę z prędkością ponad 100 km/h. Co zrobiłby "normalny" człowiek? Zapewne by się uchylił, gdyby mógł, to pewnie by uciekł, ba nawet tam nie stawał. Co robisz Ty jako bramkarz? Starasz się tę kulę odbić, nawet może złapać, byleby tylko nie wpadła w ten ogromny prostokąt za Twoimi plecami! Czy jesteś normalny? Prawdopodobnie tak! Czy jesteś trochę wariatem? Zdecydowanie tak!!! Jesteś po prostu "wariatem w klatce"...
Krótkim słowem wstępu chciałem rozpocząć cykl dotyczący grupy szczególnych piłkarzy. Ta szczególna grupa, to bramkarze. Jedyni w drużynie (dodatkowo ubrani inaczej, niż reszta kolegów), bardzo ważni, często stanowiący kilkadziesiąt procent możliwości drużyny. W ich przypadku droga z piłkarskiego nieba do piłkarskiego piekła, jest najkrótsza, czasami równa się dwóm interwencjom, jednej udanej, drugiej nie. Od nich czasami zależy wszystko, czasami nie zależy nic. To chyba najbardziej niewdzięczna rola na boisku, chociaż z drugiej strony, jest chyba również najbardziej intrygującą rolą. Dla bramkarza, od strzelonych bramek, czasami ważniejsze są dobre interwencje, bo te mogą zapewnić drużynie korzystny wynik.
Historia bramkarzy jest tak długa i wyboista, jak długa i wyboista jest historia piłki nożnej. Przez ten czas przewinęło się mnóstwo osobowości, bardziej lub mniej wyrazistych, szalonych mniej i bardziej, kontrowersyjnych, fantastycznych, czasami po prostu zwykłych. Panowie Bramkarze, to o Was (słynnych bardziej i słynnych mniej). To również poniekąd o mnie :) Startujemy!
1. Iker Casillas - Hiszpan, ur. 20.05.1982. Wychowanek Realu Madryt, w którego barwach rozegrał w oficjalnych rozgrywkach 725 spotkań. W szczytowym okresie swojej kariery wyceniany był na 35mln Euro (za transfermarkt.de), co jak na bramkarza w tamtym czasie było kwotą zawrotną. W piłce wygrał wszystko najważniejsze, co mógł wygrać, jest w zasadzie piłkarzem spełnionym, kompletnym. Wszystkie osiągnięcia zdobył, jako zawodnik Realu i w zasadzie nic wielkiego by się nie stało, jakby w tym Realu zakończył swoją karierę. Sportowa ambicja nie pozwoliła mu jednak siedzieć w spokoju, więc, gdy Madryt zrobił się dla niego już nieodpowiednim miejscem, postanowił spróbować swoich sił w Portugalii. Trafił do drużyny FC Porto, w której barwach rozegrał ponad 150 spotkań. Tam już zdarzały się mecze gorsze, ale kto ich nie ma? Licznik gier zapewne byłby większy, ponieważ wiek 37 lat dla bramkarza, to żadna przeszkoda (taki Buffon ma ponad 40 lat i nadal gra). Niestety na drodze do dalszego czynnego uprawiania sportu stanęło zdrowie, a dosłownie (dokładnie) serce. W zeszłym tygodniu piłkarski świat obiegła niepokojąca informacja, iż Iker dostał zawału serca i trafił do szpitala. Szybko okazało się, że jego życiu na szczęście nic nie dolega, niestety w piłkę zagrać już nie będzie mógł...
Akurat plan na pierwszego bramkarza był inny. Smutny fakt zdarzenia zweryfikował moje zamiary i skierował mnie w stronę Hiszpana. Jestem i zawsze byłem zwolennikiem Barcelony i generalnie piłkarze z Madrytu nie za bardzo mnie obchodzili, może za wyjątkiem kilku. Tym jednym z nich jest właśnie Iker. Zawsze wyłamywał się z wszelakich antagonizmów, psychologicznych wojenek, pomiędzy Madrytem i Barceloną i może też dlatego jest uwielbiany przez wielu, nawet przez przeciwników. Zresztą sam odzew po zawale, jaki otrzymał, był bardzo przyjemny i budujący.
To jedna z najbardziej pozytywnych postaci futbolu, to również jeden z najsłynniejszych wychowanków Realu, który na poważnie w Realu zaistniał. Szacunek Panie Iker, szkoda, że na boisku już Cię nie ujrzymy. Bądź zdrów, bo to najważniejsze!

Ufff udało dotrzeć się do końca :) Dziękuję Ci drogi czytelniku jeżeli również jesteś w tym miejscu.
Pozdrawiam gorąco.

A za tydzień m. in.: Sfora psów co chce złapać pewną karawanę, czyli pogoń za Legią; rewanże 1/2 LM, czy Liverpool dokona cudu, a dzieciaki z Amsterdamu nie pękną; jedną połowę pod górę, drugą z góry, czyli słowo o amatorskich boiskach; Wariaci w klatce - pewien Walter, co został idolem. Do przeczytania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz