poniedziałek, 5 sierpnia 2019

Skopana piłka, cz. 8 - Eurocodzienność...

Witam wszystkich cieplutko!

Przed Wami kolejny odcinek "Skopanej Piłki". Szczegóły poniżej. Miłego czytania.

Mimo przerwy (na szczęście już kończącej się) w rozgrywkach piłkarskich najważniejszych lig, Europa zaczęła już grać. To oczywiście początkowe rundy pucharów europejskich, bądź pierwsze kolejki lig mniej znaczących, ale jednak to zawsze gra o "coś". Dodatkowo w tym odcinku przeczytacie o:
- amatorska pauza, czyli dlaczego boli kolano od niebiegania...?;
- Eurowpierdol znowu, czy już Eurocodzienność?
- Oliver Kahn, jakbyś nawet nie znał, to od razu powiesz, że to wariat;
- I MŚ 1930 Urugwaj - tym razem już z kompletnym opisem;
- Strój z domu :).

Zapraszam gorąco!

I. Europa gra i daje się pokonać
Jak zaczynałem pasjonować się piłką nożna, rzucano kamieniami w dinozaury, polskie kluby odnosiły pewne sukcesy na arenie europejskiej. Widzew Łódź, Legia Warszawa zagrały w Lidze Mistrzów, jeszcze wcześniej, gdy nie było Ligi Mistrzów, polskie kluby z sukcesami, rywalizowały w pucharach. Pamiętne mecze Legii z Sampdorią, czy też innych klubów, na pewno zapisały się złotymi literami w historii naszej piłki nożnej. Co ciekawe, w tamtych czasach polska reprezentacja narodowa praktycznie nie istniała. Wybrykiem w tym zestawieniu trzeba nazwać srebrny medal polskich piłkarzy na IO w Barcelonie w 1992 roku, czy pojedyncze Mistrzostwa Europy w kategoriach juniorskich. Generalnie pierwsza "repra" leżała i kwiczała, podczas, gdy kluby radziły sobie całkiem, całkiem. Wejście Polski do Unii Eurpojskiej i generalne otwarcie rynku pracy w Europie dało ogromnego kopa, chyba całemu, światkowi piłkarskiemu w Europie. I znowu, paradoksalnie, nasza reprezentacja, która, po 16-tu latach, awansowała do MŚ w 2002 roku w Korei i Japonii była jednocześnie sygnałem odwrotu dla polskich klubów. Tak, pamiętamy, były jeszcze "wybryki" Wisły Kraków, Lecha Poznań, bardziej współcześnie Legii Warszawa. Generalnie jednak od kilkunastu lat obserwujemy zjazd polskiej piłki klubowej. Przysłowiowych grabarzy polskiej piłki klubowej jest naprawdę wielu, z bardzo egzotycznych, chociażby z punktu widzenia polskiego kibica, krajów. Bardzo ciekawe zestawienie przedstawił dziennikarz TVP Sport Maciej Rafalski, w którym zamieścił 10-kę, w zasadzie 9-kę drużyn potencjalnie słabszych, które eliminowały polskie kluby z europejskich rozgrywek. Pozwolę sobie na wymienienie, przypomnienie nazw tych drużyn, to naprawdę "giganci europejskiego futbolu".
Fylkir Reykjavik, Cementarnica Skopje, Spartak Trnava, Shkendija Tetovo, Żalgiris Kowno, Levadia Tallinn, Vetra Wilno, Stjarnan, F91 Dudelange. Po kolei Islandia, Macedonia, Słowacja, Macedonia, Litwa, Estonia, Litwa, Islandia, Luksemburg... pozostawię to bez komentarza. Tą 10-tą drużyną miał być klub o swojskiej nazwie Europa FC z... Giblartaru. Na szczęście piłkarze Legii pokonali listonoszy, piekarzy, czy innych kurierów 3:0 w rewanżu i wstydu udało się uniknąć.
Ostatnio zacząłem się nad tym głębiej zastanawiać i chyba znalazłem odpowiedź na ten stan rzeczy. Myślę, że po prostu kilkanaście lat temu zatrzymaliśmy się w piłkarskim rozwoju, na prawie każdym obszarze. Napisałem prawie, bo tylko stadiony mamy bardzo ładne, szkoda, że głównie przez kiepski poziom, nie odwiedzane przez tłumy kibiców. Od kilkunastu lat oglądamy degrengoladę polskiej klubowej piłki. Co lepsi, którzy potrafią kopnąć piłkę do przodu w miarę prosto, opuszczają naszą "Ekstra"klasę w podskokach. Chwała im, przynajmniej części, że zagranicą potrafią pokazać, że Polak umie. Stąd też pewnie nasza reprezentacja nie dołuje tak bardzo i nawet udaje jej się awansować do piłkarskich imprez (MŚ, ME). Niestety w tych imprezach już za wiele nie są w stanie ugrać, dlaczego? Chyba awans, przynajmniej na obecną chwilę, jest naszym maksem.
Jednakże wracają do wątku, doszedłem do smutnego stwierdzenia, że wszystkie obecne niepowodzenia polskich klubów, należy traktować już jako coś normalnego. Popularne w ostatnich latach stwierdzenia "Eurowpierdol", "Eurokompromitacja", należy włożyć między bajki. Teraz obecnie obserwujemy zjawisko Eurocodzienności. Niestety... Europa nas dogoniła, przechwyciła, wciągnęła w swoje bagienko i bardzo ciężko będzie nam się z tego bagienka wydostać. Niestety piękny stadion, to jedyne co obecnie mamy, nie wystarczy. Przydałaby się jeszcze baza szkoleniowa z prawdziwego zdarzenia i do tego sztab solidnie opłacanych trenerów, a nie ludzi na dorobku, którzy łączą pasję w pracą w innym miejscu. A tego niestety nie ma. I znowu powrócę do wątku, który gdzieś kiedyś przewinął się w moich rozważaniach. My wciąż potrafimy się jarać rzeczami dla całego świata piłkarskiego oczywistymi, dieta, odżywki, wytrzymałość. Nikt już o tym w Europie nie mówi, to jest normalność. Nie masz siły biegać, przegrywasz z mistrzem (z całym szacunkiem) Luksemburga, czy innej Słowacji. Jeżeli brak siły pomnożysz przez brak pomysłu taktycznego, słabych wykonawców, czy brak zwykłego zaangażowania, przepis na katastrofę porażkę gotowy. Tylko czy ta jeszcze dziwi? Mnie osobiście nie.
W poprzednim tygodniu trzy polskie kluby zagrały w europejskich pucharach, poniżej rezultaty z krótkim komentarzem: (gospodarz pierwszego dwumeczu na pierwszym miejscu)

LM: BATE Borysów (Białoruś) - Piast Gliwice 1:1 , 2:1 - akurat w tym dwumeczu polska drużyna była lepsza, zabrakło jej (no właśnie, zawsze czegoś brakuje) szczęścia. Piast przywiózł korzystny wynik z pierwszego meczu, w drugim długo prowadził, ale niestety gra się do końca, albo ma więcej szczęścia. Chwila gapiostwa, mały błąd i porażka gotowa. Na "pocieszenie" pozostaje drużynie z Gliwic gra w LE, gdzie rywalem będzie FC Riga (Łotwa).
LE: DAC Dunajska Streda (Węgry Słowacja) - Cracovia Kraków 1:1 , 2:2 po dogrywce. Zwycięski remis, który pozwolił awansować dalej ekipie z Wę... Słowacji. Komentarz o Węgrach jak najbardziej na miejscu. W Dunajskiej Strzedzie 80% mieszkańców to Węgrzy, którzy jak wiadomo bardzo mocno sympatyzują z Polakami. Wracając jednak do rywalizacji. Cracovia dobrze prezentowała się w dwumeczu, ale znów zabrakło "czegoś". Na plus na pewno można jej zapisać, że nie przegrała żadnego meczu. Niestety przepis mówiący o bramkach zdobytych na wyjeździe spowodował, że popularne "Pasy" pożegnały się z Europą już w lipcu. Przynajmniej będzie można skupić się na lidze...
LE: Europa FC (Giblartar) - Legia Warszawa - 0:0 , 0:3 - Wynik pierwszego meczu przemilczę, gdyż nie wypada ciągle kur*** rzucać. Wynik drugiego meczu skwituje tylko krótkim stwierdzeniem, że Aco Vuković chyba jednak na trenera się nie nadaje. Oczywiście mogę się mylić i dla kibiców Legii lepiej by było, żeby tak zostało. Natomiast mam jakieś wrażenie, że popularny Serb długo trenerem nie będzie... Jak w wielu przypadkach, zweryfikuje go liga.
Podsumowując, z czterech ekip polskich, na placu boju zostały trzy. Walczymy Panowie! Nie dawajcie mi łatwych tematów do bloga.

II. Kolano boli od... braku ruchu
Nadszedł wreszcie czas przerwy i dla mnie. Po całkiem intensywnej rundzie wiosennej, graniu na kilku frontach, czas odpocząć. Podsumowując wiosnę 2019 stwierdzam przede wszystkim, że granie w piłkę, to nadal super frajda. Bardzo dużo tego grania mi się nałożyło w całej rundzie, co bardziej ważne, żadna krzywda mi się nie stała. Wiadomo PESEL jest jaki jest, i inny nie będzie, po prostu :) Tak więc każdy wysiłek fizyczny, w wieku coraz starszym, może zostać okupiony kontuzją. Ponieważ w latach poprzedzających poprzednią rundę (2015-2018) bardzo często coś bolało, coś się kręciło (kostki), coś się naciągało (różne mięśnie), coś się... tak mógłbym długo, nagle przyszła wiosna 2019, porządne przygotowanie plus rozgrzewka, ochraniacze, ściągacze, dbanie o siebie i... okazało się, że można. Cała runda podbudowała mnie na tyle, że... już myślę o następnej. Pytanie nakłada się tylko jedno, w ilu rozgrywkach wziąć udział? Na tę chwilę pewniakiem jest liga Old-Boyów. Do wyboru zostaje Spartan Cup, Wrocbal (tutaj oczywiście, jak chłopaki z Kuźnik będą chcieli) + PLW S.A. (chociaż w tej materii na razie nic nie drgnęło). Te rozważania zostawiam jednak na potem, krótko o tym, co się dzieje, jak nic się nie dzieje. A otóż dzieje się dużo. Po tak intensywnej rundzie byłem święcie przekonany, że mój organizm będzie potrzebował odpoczynku, tak dla zwykłego zregenerowania się. I rzeczywiście tak było, przynajmniej na początku. Potem zaczęły się bóle... Najpierw kolana, potem kostki, na końcu palce u rąk... Szok? Na pewno! Niedowierzanie? Oczywiście! Pytania? Cała masa! Jak, dlaczego, za co? Nie wiem. Mogę tylko wnioskować, że mój organizm zaczął cierpieć na syndrom "braku ruchu". To naprawdę niebywałe, ale to fakt, do tego potwierdzony naukowo. Okazuje się, że ludzkie ciało, szczególnie to w wieku troszkę późniejszym :), bardzo trudno jest wprawić w aktywność fizyczną, jednocześnie potem, bardzo trudno jest je z tej aktywności zatrzymać. I to się właśnie zadziało u mnie. Niesamowite i jednocześnie bardzo męczące. Na szczęście, chyba, dla moich stawów, tylko lipiec pozostawiłem sobie miesiącem bez aktywności ruchowej. Chociaż już dzwonią, nawołują, ja spokojnie odpoczywam, ogień zaczniemy w sierpniu....!!!

III. Wariaci w klatce - Oliver Kahn
Tytan, albo Wulkan (Vol-Kahn-O), tak nazywali go dziennikarze oraz kibice. Jeden z najlepszych bramkarzy świata w swoim czasie. Związany tylko z dwoma klubami Karslsruhe SC (7 lat) oraz Bayern Monachium (lat 14). Jedni napiszą, że nie byłoby sukcesów KSC, gdyby nie Oliver, inni dodadzą to samo przy Bayernie. W lidze zagrał w 581 spotkaniach, w sumie biorąc pod uwagę wszystkie rozgrywki klubowe, zebrało się tego 781 spotkań (!). Puścił w tych meczach tylko 783 bramki, średnia około jednego gola na mecz, wydaje się w dzisiejszych czasach nieprawdopodobna. W swoim najwyższym punkcie kariery, przez portal transfermarkt.de wyceniany na 14 mln Euro, był to rok 2004, kwota, na tamte czasy, zawrotna, szczególnie, jeżeli pomyślimy o bramkarzu. W 2002 roku został wybrany najlepszym piłkarzem MŚ w Korei i Japonii. Jest to jedyny do tej pory taki przypadek w piłce nożnej, aby najlepszym zawodnikiem MŚ został wybrany bramkarz. Czterokrotnie, z rzędu, wybierany najlepszym bramkarzem w Europie (UEFA), trzykrotnie przez (IFFHS) wybierany najlepszym bramkarzem na świecie. Do dziś dzień dzierży rekord w najwyższej liczbie wygranych meczów w Bundeslidze 292. Kontrowersyjny, mówił otwarcie, co leży mu na wątrobie, nie przebierał w słowach i środkach (na boisku). Na boisku nie miał autorytetów, potrafił każdego dobrze opieprzyć, jak ten nie wywiązywał się ze swoich zadań. Obdarzony niesamowitym refleksem i zręcznością. W czasach kiedy grał, bardzo go nie lubiłem, po prostu nie umiałem docenić jego klasy, dodatkowo, jego nie do końca medialny wygląd, był przytykiem do wielu szyderczych komentarzy. Patrząc na niego, myślałeś, nie no, gość wygląda jak małpa, zachowuje się niepoważnie, idiota i debil... Z perspektywy czasu jednak dojrzałem i wreszcie ujrzałem, to co było najważniejsze, czyli niesamowitego bramkarza. On rzeczywiście był wariatem w klatce, dosłownie i w przenośni. Zresztą umówmy się, gdyby był słaby, nikt nie pozwoliłby mu zagrać ponad 80 razy w reprezentacji Niemiec.

IV. I MŚ - Urugwaj 1930
To naprawdę niesamowite, że pierwsze MŚ w piłce nożnej odbyły się dopiero w 1930 roku. Większość liczących się piłkarsko krajów już grało (W Anglii liga grała od 1889 roku, czyli rozegranych było już ponad 40 sezonów(!). Hiszpania, Francja, Włochy, również miały już swoje rozgrywki ligowe, w Niemczech piłka amatorka radziła sobie również bardzo dobrze. Dodatkowo, piłka nożna była obecna na poprzednich Igrzyskach Olimpijskich. Fajnie było, że wreszcie ktoś wpadł na to, aby zorganizować turniej, który wyłoni najlepszych kopaczy globu. FIFA podeszła do tematu bardzo fair. Na gospodarza wybrała Urugwaj, który w 1930 święcił 100-lecie podpisania pierwszej konstytucji, dodatkowo Urugwaj został wybrany w nagrodę, za wygranie turnieju piłki nożnej na IO w 1928 roku. Drugim fair podejściem FIFA było to, że każdy członek FIFA (w 1930 roku było ich 41) mógł zgłosić chęć uczestnictwa. Rekordowa liczba ośmiu Państw z Ameryk zgłosiła się do udziału i każda z drużyn mogła wystąpić To jedyne takie mistrzostwa, w którym aż tyle ekip (w sumie 9) z jednego regionu Świata mogło wystąpić. Początkowo nikt z Europy nie chciał wystąpić, głównie ze względu na długą i męczącą podróż oraz na olbrzymie koszta z nią związane. Ostatecznie, po interwencji ówczesnego szefa FIFA Julesa Rimeta, cztery drużyny z Europy zdecydowały się wziąć udział w MŚ. Jugosławia, Francja, Belgia oraz Rumunia zagrały w pierwszych MŚ w piłkę nożną. To jedyne MŚ, które odbyły się  bez wcześniejszych eliminacji. W meczu otwarcia zagrały reprezentacje Francji oraz Meksyku, wygrali piłkarze z Europy 4:1, a historyczną pierwszą bramkę zdobył Francuz Lucien Laurent w 19' minucie spotkania. Drużyny podzielone były na 3 grupy 3-drużynowe oraz jedną grupę z 4-ma drużynami. Najlepsi z grupy awansowali do 1/2 finałów. I tak grupę A (4 drużynową) wygrała Argentyna, przed Chile, Francją i Meksykiem. Grupę B wygrała, w sumie niespodziewanie, Jugosławia, przed Brazylią i Boliwią. Grupę C wygrali gospodarze Urugwajczycy, którzy w pierwszym meczu męczyli się z Peru (wygrana 1:0), by w drugim gładko ograć Rumunię, która zajęła ostatecznie drugie miejsce w grupie. I w końcu grupę D wygrały, również chyba niespodziewanie, Stany Zjednoczone, przed Paragwajem i Belgią. W drużynie USA błysnął niejaki Bertrand Patenaude, który ustrzelił w dwóch meczach 4 gole. Półfinały bez historii, a może jednak "z", bo w jednym i drugim meczu padł ten sam wynik 6:1. Do pewnych pamiętnych MŚ w XXI wieku, wynik nie pobity. Urugwaj ograł Jugosławię, a Argentyna USA. Finał w obecności ponad 65 tys. widzów wygrywa Urugwaj pokonując Argentynę 4:2 i zdobywając tym samym swój pierwszy z dwóch tytułów mistrzowskich. A drugi zdobędą w sposób równie sensacyjny, co niespodziewany, ale o tym w następnych odcinkach. Najlepszym strzelcem imprezy został Argentyńczyk Guillermo Stabile, strzelec 8 bramek. Ciekawostka, to rekord, który długo nie zostanie pobity, ale o tym też będzie w następnych odcinkach. Kolejną ciekawostką jest to, że nie rozegrano meczu o III miejsce, to jedyny taki przypadek w historii MŚ. Krążyły różne historie na temat meczu i medalu w związku z III miejscem. W 1986 roku FIFA opublikowała ranking drużyn z każdej imprezy mistrzowskiej i akurat w tym wydaniu na trzecim miejscu widnieje ekipa USA, ponieważ miała lepszy stosunek bramek. Inne źródła podają, że to Jugosławia zakończyła mundial na trzecim miejscu, ponieważ w 1/2 finału przegrała z późniejszym triumfatorem, Urugwajem. W moim osobistym rankingu, obie drużyny zajęły wspólne trzecie miejsce, tym bardziej, że medale za trzecie miejsce odebrali kapitanowie obu drużyn. W 18 meczach MŚ zdobyto 70 bramek, co daje średnią ponad 3 gole/mecz. Średnia nie została pobita w żadnych następnych mistrzostwach. Gole strzelało 36 zawodników, tylko jedno trafienie zostało uznane jako samobójcze. Można napisać, że to był dobry początek, potem bywało... różnie, ale o tym kiedy indziej.

V. Strój z Wrocławia, a raczej stroje
Poniżej przedstawiam zdjęcie z prezentacji strojów Śląska Wrocław na sezon 2019/2020. Osobiście koszulki przypadły mi do gustu bardzo.

Śląsk Wrocław - sezon 2019/2020 - slaskwroclaw.pl

W dzisiejszym odcinku to będzie wszystko. W następnym odcinku, który ukaże się za tydzień, przeczytać będzie można między innymi o:
- "Wyczynach" Piasta Gliwice w europejskich pucharach oraz pozostałych naszych pucharowiczów;
- Liga gra, czyli co słychać w Ekstraklasie po 4. kolejce;
- Bogaci również kopią, czyli start Premier League;
- Amatorka już działa, czyli krótko o starcie moim w sezonie 2019/2020;
- Wojciech co miał farta, czyli wariat Szczęsny w klatce;
- Krótki foto-reportaż o wizycie na pewnym stadionie;
- Strój rodem z Północy;

Dzięki i do przeczytania!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz